Ewakuacja z miasta to temat survivalowcom i prepersom dobrze znany. I nic dziwnego. Większość z nas mieszka przecież w mieście. I to właśnie z niego będzie musiała uciekać. Jeśli nie wiecie, jak się do tego zabrać, ten artykuł jest dla Was. Odpowiem w nim na pytanie kiedy się ewakuować, wspomnę o towarzyszącej temu barierze psychicznej. W dwóch słowach wspomnę o celu ucieczki i o tym, jak się do niej przygotować.

Spis treści:
1. Kiedy się ewakuować się z miasta?
2. Ewakuacja z miasta – dokąd uciekać?
3. Jak przygotować się do ewakuacji z miasta?

ludzie biegnący w mieście

Kiedy ewakuować się z miasta?

Oto jest pytanie… na które niełatwo odpowiedzieć. Są oczywiście sytuacje zupełnie jednoznaczne – stojąca u bram miasta wroga armia, społeczne tumulty, śmiercionośna zaraza lub skażenie terenu. Wtedy nie ma się co zastanawiać, tylko jedną ręką łapać plecak ucieczkowy, a drugą żonę, dzieci, mamusię, tatusia i koga tam jeszcze i w drogę. Prosto do „bezpiecznej przystani”.

Łatwo jednak wyobrazić sobie scenariusz, w którym podjęcie decyzji o ewakuacji wcale nie będzie proste. Co robić, jeśli wybuchnie wojna, ale front będzie daleko od naszego miasta? Albo coś się będzie na ulicach działo, jakieś plądrowanie sklepów i palenie opon, ale nie dostrzeżemy innych symptomów społecznego załamania? Uciekać? A może czy czekać na rozwój wypadków?

Ale to nie wszystko. Zastanawiając się nad ewentualną ewakuacją, musimy wziąć pod uwagę jeszcze jedną ewentualność – nasza „bezpieczna przystań” została spalona, w przenośni lub zupełnie dosłownie. Wojska okupacyjne mogły przecież zająć teren, na którym się znajduje, rabusie mogli ją splądrować, podpalacze spalić, dzicy lokatorzy „zasiedlić”. Opcji jest sporo, każda jest jakoś tam prawdopodobna. Słowem, ewakuację trzeba dobrze przemyśleć, za wszelką cenę unikając pochopnych działań. Jeśli tego nie zrobimy, możemy wpaść z deszczu pod rynnę. Opuścimy mniej lub bardziej bezpieczne miejskie lokum tylko po to, by wpakować się na żołdaków pilnujących jakiegoś „checkpointu” (albo i „blokpostu”) albo na rozzuchwalonych bezkarnością bandziorów. I nie skończy się to dobrze.

Bariera psychiczna

Chcąc ewakuować się z miasta, opuścić dom (być może na zawsze), porzucić większość dobytku, niektórzy z nas będą musieli przełamać barierę psychiczną. W końcu w mieszkaniu jest tak bezpiecznie. Zgromadziliśmy tu spore zapasy, pozwalające nam, przynajmniej przez jakiś czas, w miarę normalnie funkcjonować. Mamy jedzenie, nalana do wanny woda jeszcze się nie wyczerpała, a w szufladach sporo baterii i świeczek. Jakoś to będzie, myślimy. A tak w ogóle to pewnie przesadzamy i nic aż tak złego się nie dzieje, w tym radio to tylko straszą. Nie raz już miała być wojna albo inna zawierucha, a wszystko rozchodziło się przecież po kościach.

Słowem, myśl, że w domu będziemy bezpieczni i że nic nam tu nie grozi może sprawić, że źle ocenimy sytuację i nie ewakuujemy się na czas. Warto więc zawczasu oswajać się z gorzką perspektywą, że być może nadejdzie taki dzień, w którym będziemy musieli zapomnieć o komforcie psychicznym, jaki dawały domowe pielesza i zostawić za sobą całe dotychczasowe życie.

Ewakuacja z miasta – dokąd uciekać?

człowiek stojący na dachu budynku

Przejdźmy teraz do zupełnie kluczowej kwestii, czyli do celu ewakuacji. Dobrze by było, gdyby spełnił kilka podstawowych warunków. Oto i one.

Dystans

Wybierając lokalizację naszej bezpiecznej przystani, po pierwsze zadbajmy o to, by była oddalona od większych skupisk ludzkich. Dlaczego? Stanowią one potencjalne ogniska epidemii, strefy ciężkich walk lub obszary, na których będą działały zorganizowane grupy szabrowników i bandytów. Najrozsądniejszym posunięciem będzie więc wybranie miejsca oddalonego o jakieś 40-60 kilometrów od miejsca Waszego zamieszkania. Taki dystans samochodem pokonacie może i w godzinę, rowerem w jakieś pięć. W ostateczności, gdy drogi będą nieprzejezdne lub zamknięte, po kilkunastu godzinach dojdziecie tam pieszo.

Woda i opał

Dostęp do wody i opału to bardzo istotna sprawa, z oczywistych względów. Wybierając działkę zadbajcie, by nieopodal było jezioro, z którego można czerpać wodę (i ryby) oraz las. Będziecie z niego czerpać opał, budulec, a może i pożywienie. Rozważcie też wykopanie na działce studni lub stworzenie tam systemu do łapania deszczówki.

Schronienie

Gdy już wybierzecie jakąś miejsce, odpowiednio je przygotujcie. Sprawą pierwszorzędną jest dach nad głową, który osłoni Was od wiatrów i zimna. Optymalnym rozwiązaniem jest postawienie tam całorocznego domku letniskowego, posiadającego dostęp do bieżącej wody, kanalizację (ew. szambo) i autonomiczne źródło energii elektrycznej (fotowoltaikę, agregaty).

W ostateczności możecie pomyśleć o ocieplonym garażu. Absolutnym minimum będzie solidny namiot – wojskowy lub coś „jurtopodobnego”.

domek za miastem

Żywność

Bezpieczna przystań powinna pozwolić Wam przeżyć w kompletnej izolacji przez przynajmniej kilka tygodni, a może nawet miesięcy. Musicie więc zgromadzić tam całkiem spory zapas pożywienia. Najlepiej takiego, które nie zepsuje się po pół roku. Pomyślcie o konserwach, liofilizatach, specjalnych racjach żywnościowych, mogących przeleżeć na półce kilka lat.

Jeśli na działce nie macie domku, żywność zakopcie w specjalne przygotowanych, hermetycznych beczkach lub w zabezpieczonych przed korozją metalowych puszkach (np. po amunicji). Prócz jedzenia umieśćcie w nich filtry do wody, baterie, podstawowe leki (o długim terminie przydatności od użytkowania), środki higieniczne, paliwo do polowych kuchenek i inne artykuły pierwszej potrzeby.

Działka ma i tę zaletę, że możecie tam coś zasadzić i wyhodować. W spokojnych czasach takie „czyste” jedzenie będzie stanowić doskonałe uzupełnienie diety, a w tych mniej spokojnych istotne źródło węglowodanów, błonnika i witamin.

Jak przygotować się do ewakuacji z miasta?

korek drogowy

Gdy już wiemy, gdzie uciekać, czas pomyśleć, jak taką ewakuację zmyślnie przeprowadzić. Planując działania musimy wziąć pod uwagę kilka zupełnie zasadniczych sprawach, począwszy od środków ewakuacji, poprzez plan, na niezbędnym ekwipunku skończywszy. Przyjrzyjmy się bliżej każdemu zagadnieniu.

Czym się ewakuować z miasta?

Do głowy przychodzą cztery środki transportu: samochód, motor, rower i… własne nogi. Przyjrzyjmy się im.

  • Samochód ma oczywiste zalety: pomieści kilkuosobową rodzinę, ma bagażnik, szybko się przemieszcza, podróżowanie nim jest dość komfortowe, chroni przed deszczem i wiatrem, w nocy może służyć jako schronienie. Jeśli będzie w miarę solidny, pozwoli staranować niewielkie przeszkody – bramy, płoty, liche barykady. No i ludzi. Sami rozumiecie… Ma jednak i wady – przede wszystkim może utknąć w korku lub „wkleić się” w błoto. Ponadto potrzebuje paliwa, jest głośny, trudno go naprawić bez części zamiennych i fachowej wiedzy. Przy dużym mrozie może nie odpalić.
  • A rower? I on ma mocne strony. Przede wszystkim umożliwia w miarę szybkie przemieszczanie się, a przy tym jest cichy i lekki, co umożliwia przenoszenie go przez różne mokradła, potoczki i strumyki. Można go ukryć, można łatwo naprawić. Bez problemu pozwoli przemieszczać się np. leśnymi drogami, omijając korki i zatory. Przemieszczanie się na nim wymaga jednak jako takiej kondycji. No i nie wsadzimy na niego kilkudziesięciu kilogramów ładunku. Ponadto transportowanie z jego pomocą małych dzieci momentami może być kłopotliwe. Nie osłoni Was przed deszczem i wiatrem.
  • Motor łączy zalety samochodu i roweru – pozwala szybko się przemieszczać (zwłaszcza po utwardzonych drogach), a jego crossowe wersje poradzą sobie nawet w trudnym terenie. Jest także idealną maszyną do przebijania się przez korki. Nie posiada jednak bagażnika, zabierze maksymalnie jedną osobę. Raczej się na nim nie prześpicie. No i do baku do czasu do czasu trzeba coś wlać.
  • A w ostateczności zostają nam zawsze własne nogi. O wadach i zaletach nie będą tu pisał, każdy je zna. Wspomnę tylko, że warto dbać o formę i zaopatrzyć się w wygodne buty. Koniczność pokonania kilkudziesięciu kilometrów z ciężkim plecakiem na grzbiecie, być może w warunkach zagrożenia życia, to nie bułka z masłem. o czasu trzeba coś wlać.

Co wziąć ze sobą?

plecak ucieczkowy

Odpowiedź jest jasna – zestaw ucieczkowy, czasem nazywany B.O.B.-em (od ang. bail out bag). Zazwyczaj jest to plecak, „wypchany” najniezbędniejszym wyposażeniem. W „środowisku survivalowym” zaleca się, by w jego wnętrzu znalazł się ekwipunek, który na 72 godziny uczyni nas (czyt. właściciela, czyli jedną osobę!) samowystarczalnymi. Mając go przy sobie przez trzy dni będziemy mogli skupić się na realizacji głównego zadania, czyli dotarcia do celu ewakuacji, nie kłopocząc się o jedzenie, suchą bieliznę, paliwo do kuchenek i tym podobne kwestie.

Co powinno się znaleźć w plecaku ewakuacyjnym? Oto jedna z możliwych konfiguracji:

Pamiętajmy jednak, żeby nie przesadzić – „szpej” swoje waży, a z każdym przebytym kilometrem plecak, jak dobrze wie każdy piechur, robi się coraz cięższy. Musimy więc mierzyć siły na zamiary, czyli dostosować dźwigany ekwipunek do wyzwań, jakie przed nami staną.

Jak wybrać trasę ewakuacji?

zjazd z autostrady

Zwróćmy uwagę na kilka najistotniejszych kwestii:

  • Po pierwsze musimy się przygotować na parę scenariuszy: na ewakuację samochodem (lub innym środkiem transportu) albo pieszo. Dla każdego wariantu warto ustalić dwie lub trzy trasy.
  • Zauważmy, że przemieszczając się rowerem lub na własnych nogach mamy większą swobodą działania – możemy korzystać z polnych dróżek, leśnych duktów, a nawet bezdroży. Tu liczy się tylko ogólny kierunek marszu, wygoda oraz płynność całej operacji.
  • Gdy ewakuujemy się samochodem, rzeczy mają się, z oczywistych względów, inaczej. Przede wszystkim ogranicza nas system dróg. Warto więc dobrze poznać trasy, które zamierzamy pokonać. Analizując je powinniśmy zwrócić uwagę na potencjalne przeszkody – mosty, wiadukty, nasypy kolejowe, przepusty. Takie obiekty po pierwsze kanalizują ruch, przez co w ich okolicy mogą powstać zatory. Po drugie ich uszkodzenie lub zniszczenie sprawi, że dana trasa stanie się dla nas nieprzejezdna. Planując drogę powinniśmy mieć to na uwadze i w miarę możliwości wybierać odcinki, gdzie takich „wąskich gardeł” jest jak najmniej.
  • Powinniśmy też unikać autostrad i dróg szybkiego ruchu. Pomimo sporej przepustowości ponad wszelką wątpliwość skorzysta z nich mnóstwo kierowców, a ich auta dokumentnie te drogi zakorkują. Z głównych tras powinniśmy korzystać tylko w jednym wypadu – podczas tzw. złotej godziny. Jest to ten moment, gdy już wiadomo, że coś się wydarzyło (wybuchła wojna, doszło do skażenia terenu etc.), ale jeszcze nikt nie zdążył zareagować i wielopasmowe drogi wylotowe z miasta są nadal przejezdne. Jest to najlepszy czas na ewakuację.
  • Poruszanie się autostradami jest ryzykowne także z innego powodu – czasem niełatwo z nich zjechać. Często grodzi się je masywnymi barierkami lub otacza nasypami. W miastach pojawiają się dźwiękoszczelne ekrany. „W terenie” autostrady lubią przecinać lasy lub bezdroża. Chcąc „przeskoczyć” na inną drogę, musimy więc korzystać ze zjazdów. Te mogą jednak być zablokowane lub nawet zniszczone (jeśli mają postać wiaduktów). Taka sytuacja może zmusić nas do nadkładania drogi, czyli do utraty cennego czasu i paliwa.
  • Gdy już wybierzemy optymalne trasy, powinniśmy testować je przynajmniej dwa raz w roku – jesienią lub zimą i latem. Dzięki temu dobrze je poznamy, „nauczymy się” ich. Przede wszystkim pozwoli to na oszacowanie czasu, w jakim będziemy mogli realnie je pokonać. Taki trening sprawi też, że prędzej czy później daną trasę zapamiętamy i będziemy mogli ją pokonać nawet wtedy, gdy z pobocza znikną tablice informacyjne, a z telefonu GPS.
  • Niektórzy są zdania, że wzdłuż trasy należy przygotować skrytki z prowiantem, paliwem, lekami i innym survivalowym ekwipunkiem. Jeśli chcecie się dodatkowo zabezpieczyć, nie widzę przeciwwskazań. W końcu przezorny zawsze ubezpieczony. Na pewno warto zakarbować sobie w pamięci miejsca, w których trasa przebiega obok sklepów i stacji benzynowych. Jeśli ewakuacja, z takich czy innych względów się przedłuży, będzie mogli uzupełnić tam zapasy.

I to by było na tyle. Mam nadzieję, że nigdy nie będziecie musieli korzystać z tych porad w praktyce. Jeśli szukacie survivalowego sprzętu, rzucicie okiem na combat.pl.


autor jakub buźniak

Jakub Buźniak

Pasjonat historii, geopolityki i, w mniejszym stopniu, wojskowości. Dużo czyta, czasem trochę myśli. O swoim prywatnym życiu nie będzie pisał, bo ma świadomość, że nikogo takie wynurzenia nie interesują.


napisz do nas