Żyjemy w ciekawych czasach. To nieco już wyświechtane, chińskie jakoby powiedzonko stało się ostatnio bardzo aktualne. Najpierw spadła na nas pandemia, a gdy piszę te słowa, za wschodnią granicą trwa wojna. Wielu sądzi, że globalny konflikt, zaraza, klęska żywiołowa, głód lub różne inne mniejsze albo większe apokalipsy stały się całkiem prawdopodobnymi scenariuszami. Nie dziwmy się więc, że survival, i różne jego pochodne, cieszą się coraz to większym zainteresowaniem. W tym artykule nieco bliżej przyjrzymy się jednej ze współczesnych mutacji sztuki przetrwania – prepperingowi. Kim zatem taki preppers jest?

kobieta pije wodę

Spis treści:
1. Preppers – a kto to taki?
2. Cztery fundamenty prepperingu
3. Kim jest preppers? Kimś, kto ma motywację
4. Kim jest preppers? Kimś, kto współpracuje
5. Kim jest preppers? Kimś, kto sporo umie
6. Kim jest preppers? Kimś, kto gromadzi sprzęt
7. Dwa scenariusze

Preppers – a kto to taki?

Już etymologia słowa preppers może nam coś niecoś o całej sprawie powiedzieć. Nazwa pochodzi od angielskiego słowa preper, znaczącego tyle, co gotowość, przygotowanie. Zatem nasz preppers to ktoś, kto jest przygotowany. I raczej nie chodzi tu o bycie gotowym na przyjazd teściowej lub wizytę w Urzędzie Skarbowym. Preppers przygotowuje się ni mniej, ni więcej, tylko na koniec świata. Nie, nie żartuję. Może to oczywiście być taka lokalna apokalipsa, taka powiedzmy powódź, szybko rozprzestrzeniająca się zaraza, skażenie terenu lub regionalna wojna. Preppers uważa te scenariusze za prawdopodobne, a przynajmniej niemożliwe do wykluczenia, gromadzi więc zapasy i sprzęt. W zależności od obranej strategii przygotowuje się do ewakuacji lub do pozostania w domu, nieustannie planuje. Ale przede wszystkim stale się uczy, rozwija kolejne umiejętności, zdobywa wiedzę.

A tych jest naprawdę sporo – od klasycznego survivalu, czyli zdolności do przeżycia w dziczy, po hodowlę zwierząt, sadzenie roślin, reperację odzieży, czy naprawę prostych urządzeń. Słowem, zgłębia wszystko to, co może mu pomóc przeżyć w świecie, w którym na sklepowych półkach nie będzie zmielonego mięsa (bo w ogóle nie będzie sklepów); w którym w gniazdkach nie będzie prądu, a w kaloryferach ciepłej wody, ale za to na ulicach będzie sporo głodnych, zdemoralizowanych obdartusów.

Kim jest preppers, czyli cztery fundamenty prepperingu

Teraz chciałbym wskazać cztery fundamenty prepperingu. Od razu zaznaczam, że poniższe rewelacje to moje, mniej lub bardziej luźne, spostrzeżenia. Trochę o całym zjawisku poczytałem, trochę pomyślałem i doszedłem do określonych wniosków. Kolejne elementy wymienię w określonym porządku – zacznę od rzeczy najważniejszych, skończę na tych mniej ważnych, choć bynajmniej nie pozbawionych znaczenia.

Kim jest preppers? Kimś, kto ma motywację

kobieta pije wodę ze strumienia

Sądzę, że w prepperingu to motywacja i właściwe nastawienie jest sprawą zupełnie kluczową i absolutnie centralną. Dlaczego? Otóż wyobraźmy sobie człowieka, który całe lata przygotowywał się na najgorsze – gromadził sprzęt, uczył się przeróżnych rzeczy, ciągle coś usprawniał i doskonalił. Mogłoby się wydawać, że jest gotowy. Jednak, gdy niebezpieczeństwo faktycznie nadeszło, załamał się, stracił wiarę w możliwość wyjścia z opresji cało, pogrążył w czarnej rozpaczy. Jednym słowem, poddał się, skapitulował. I na nic pieczołowicie gromadzony, drogi jak jasna cholera sprzęt, na nic lata nauki i szlifowania kolejnych survivalowych umiejętności. Cóż z tego, że wiedział, jak przeżyć w dziczy, jak polować, jak uzdatniać wodę, konserwować żywność, jak się bronić, jak i którędy ewakuować?

Nasz wyobrażony preppers przegrał więc w zasadzie sam ze sobą. Może nie miał o co walczyć, dla kogo się starać? Mniejsza zresztą o to. Najważniejsze jest to, by pamiętać, że odpowiednia postawa i motywacja są w prepperingu arcyistotne.

Kim jest preppers? Kimś, kto współpracuje

pieczenie na ognisku

W tradycyjnym survivalu, na przykład wojskowym, uczy się nas, jak przeżyć w głuszy. Zazwyczaj zakłada się przy tym, że będziemy tam sami, bez niczyjego wsparcia i pomocy. W prepperingu sprawy mają się inaczej. I tu kładzie się, rzecz jasna, nacisk na samodzielność i samowystarczalność. Zauważmy jednak, że przeciętny preppers to nie komandos, którego wysyła się na misję, ale normalny człowiek. Najczęściej ma on dom, bliskich i znajomych, którymi musi się opiekować i z którymi chce współpracować.

I tu docieramy do kolejnej ważnej kwestii. Skoro wiemy, że w sytuacji zagrożenia będziemy musieli zająć się rodziną lub pomóc znajomym, to najrozsądniejszym wyjściem jest włączenie ich w sam proces przygotowań. Dzięki temu najbliżsi przestaną być dla nas „ciężarem”, kimś, kogo stale trzeba mieć na oku, a staną się oparciem. Odpowiednio wyposażona i przygotowana rodzina/ekipa z większością zagrożeń poradzi sobie lepiej, niż „samotny wilk”. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – dzięki podziałowi pracy i specjalizacji.

Rozważmy to na przykładzie. Wyobraźmy sobie czteroosobową rodzinę – mamę, tatę, siostrę i brata. Każdy z wymienionych przechodzi oczywiście „kurs podstawowy”: szkolenie survivalowe i, dajmy na to, strzeleckie. Ponadto preppersowa mama uczy się rozpoznawać jadalne rośliny i opatrywać rany. Tata poluje i łowi oraz uczy się, jak konserwować żywność. Córka reperuje odzież i proste sprzęty, a syn zna się na nawigacji w terenie. Zauważmy, że taki podział obowiązków sprawi, że każdy z domowników będzie mógł dość gruntownie poznać jakąś prepperingową „działkę”. Z biegiem czasu trenowane czynności będą wykonywane coraz sprawniej, co w znaczącym stopniu poprawi położenie całej grupy.

Kim jest preppers? Kimś, kto sporo umie

rozpalania ognia patykiem

No ale sama motywacja, choćby i najsilniejsza, nie nakarmi i nie napoi. Jeśli chcemy przetrwać kryzysową sytuację, a do tego pomóc rodzinie i na przykład lokalnej społeczności, musimy nauczyć się wielu rzeczy. Dobrze byłoby robić to z głową i w jakiejś kolejności. Jeśli nie wiecie, jak się do całej sprawy zabrać, proponuję zacząć na przykład od zasady trójek. Ta znana survialowa reguła mówi nam, w uproszczeniu, że człowiek może przeżyć:

  • 3 minuty bez tlenu,
  • 3 godziny bez odpowiedniego ubrania, schronienia, ognia itp.,
  • 3 dni bez wody,
  • 3 tygodnie bez pożywienia,

Teraz możemy o każdym z tych zagadnień poczytać i dowiedzieć się, jak ograniczyć ryzyko uduszenia się, jak zbudować szałas, jak przygotować się na niedobór lub zupełny brak wody, jak ogrzać dom, zdobywać i konserwować żywność etc. Mówiąc wprost, zasada trójek, lub dowolna inna, może się dla nas stać drogowskazem, pomagającym trafić do celu, którym jest zmaksymalizowanie szans na przeżycie kryzysowej sytuacji.

Szerzej o zasadzie trójek piszę tu.

Kim jest preppers? Kimś, kto gromadzi sprzęt

sprzęt survivalowy

Na koniec został nam sprzęt. Tylko uwaga! Nie myślcie sobie, że skoro umieszczam go dopiero na czwartym miejscu, to sądzę, że nie jest zbyt istotny. Tak nie jest. Solidny ekwipunek pomoże nam wykaraskać się z różnych opałów, co do tego nie mam cienia wątpliwości. Uważam jednak, że kwestie, o których wspomniałem wyżej, są od szpeju istotniejsze.

Dwa scenariusze

nóż wbity w drzewo

Na koniec został nam sprzęt. Tylko uwaga! Nie myślcie sobie, że skoro umieszczam go dopiero na czwartym miejscu, to sądzę, że nie jest zbyt istotny. Tak nie jest. Solidny ekwipunek pomoże nam wykaraskać się z różnych opałów, co do tego nie mam cienia wątpliwości. Uważam jednak, że kwestie, o których wspomniałem wyżej, są od szpeju istotniejsze.

Opcja nr 1 – ewakuacja

Czego będzie potrzebował uciekający preppers? Odpowiadając, po raz kolejny posłużmy się regułą trójek. Jej pierwszy punkt sugeruje, że powinniśmy zatroszczyć się o nasze drogi oddechowe. Możemy więc rozważyć zaopatrzenie się w maskę (półmaskę) przeciwgazową. Pomyślmy o tym, jeśli zamierzamy przebywać w terenie zabudowanym. Na łonie natury maska będzie raczej zbędnym ciężarem.

Kolejny punkt to schronienie. Tu przyda się śpiwór, karimata, namiot, tarp, brezent, bivy bag i tak dalej, zależnie od warunków, planów i preferencji. Nie zapomnijmy o odpowiedniej odzieży – butach, polarach, softshellach, ponczach etc. No i o czymś, co pozwoli rozpalić ogień, a więc o krzesiwie i zapalniczce (najlepiej kilku). Opcjonalnie o turystycznej kuchence.

Trzecią pozycją na liście jest woda. O tym, jak jest ważna nie trzeba chyba nikomu przypominać. Szykując się do ewakuacji wrzućmy do plecaka ucieczkowego tak dużo H2O, jak to będzie możliwe. Nie zapomnijmy o metalowym naczyniu, w którym będziemy wodę gotować. Zaopatrzmy się też w jakieś środki uzdatniające – tabletki lub filtry.

Punkt czwarty to pożywienie. Tu nie powinniśmy przesadzać. Jeśli wszystko dobrze rozegraliśmy, to w bezpiecznej przystani czekają na nas gromadzone od dłuższego czasu zapasy. W plecaku ucieczkowym powinniśmy więc mieć coś na kształt żelaznej racji. Mogą to być liofilizaty, konserwy lub wojskowe MRE. Dorzućmy do tego kilka batonów energetycznych i trochę czekolady. Na dwa, trzy dni powinno wystarczyć.

Coś jeszcze?

mężczyzna nad strumieniem

Ale to nie wszystko. Do powyższej listy dopiszmy jeszcze telefon i powerbank, kompas, apteczkę z podstawowymi lekarstwami, mapę obszaru, który chcemy pokonać, kosmetyki, repelenty, notes, składaną piłę, nóż, multitool, latarkę czołową i klasyczną, mocną linkę, szarą taśmę, pendrive z istotnymi dokumentami i zdjęciami. Opcjonalnie weźmy przenośny panel fotowoltaiczny do ładowania elektroniki i kable USB.

Opcja numer 2 – pozostanie w domu

A czego będzie potrzebował preppers, który chce przetrwać zawieruchę w domu? Przede wszystkim wody, zapasów żywności, energii (np. do przygotowywania posiłków) oraz lekarstw (zwłaszcza, jeśli ktoś choruje na coś przewlekłego). Rzecz jasna, idealnym rozwiązaniem byłoby posiadanie samowystarczalnego domu gdzieś za miastem. Z takiego miejsca z jednej strony moglibyśmy dojeżdżać do pracy, z drugiej byłoby na tyle oddalone od skupisk ludzkich, że w sytuacji kryzysowej zagwarantowałoby nam względne bezpieczeństwo. No i dom byłby autonomiczny – mielibyśmy tam głębinowe studnię, agregaty prądotwórcze, ogródek z zieleniną i piwnice pełne rozmaitych zapasów.

Nie możemy odnaleźć pasujących produktów do zaznaczenia.

Niestety mało kto może sobie na coś takiego pozwolić. Większość z nas niespokojne czasy będzie musiała spędzić w mieście – w blokach lub domkach jednorodzinnych. Mieszkaniec blokowiska będzie miał niewątpliwie problem z przestrzenią, a ściślej z jej brakiem. Załóżmy, że ktoś chce zaszyć się w czterech ścianach na miesiąc. Świat wokół nie funkcjonuje normalnie, więc w kranie nie ma wody, w rurach gazu, a sklepowe półki już się nie uginają od wszelakich rozmaitości, dawno je z nich ogołocono. Nasz preppers ma do dyspozycji to, co udało mu się zawczasu zgromadzić. A skoro chce przez miesiąc nie wyściubiać nosa za drzwi, to musiał zamienić mieszkanie w mały magazyn.

Problemem numer jeden będzie woda. Przez 30 dni jeden człowiek zużyje jakieś 100 litrów H2O. A co jeśli w mieszkaniu przebywa więcej osób? Czy mamy trzymać w przedpokoju kilkusetlitrowe beczki z wodą? Na szczęście z żywnością będzie nieco łatwiej. Nasze szafki pomieszczą paczki z makaronem, ryżem, kaszą, konserwy, puszki z warzywami etc. Problem może się pojawić przy próbach przygotowania gorącego posiłku. Skąd weźmiemy na to energię? Rozwiązaniem mogą być na przykład kuchenki turystyczne. Z lekarstwami jest najmniejszy problem. Nie zajmują dużo miejsca, łatwo zatem stworzyć dość spory zapas.

Jaki z tego wszystkiego płynie morał? Ano taki, że gdy sytuacja zacznie się gwałtownie pogarszać, gdy gdzieś zamajaczy widmo wojny lub silnego społecznego wstrząsu (np. długotrwałych rozruchów, śmiercionośnej epidemii itd.) lepiej dysponować wcześniej przygotowanym bezpiecznym schronieniem, gdzieś na prowincji. Natomiast w mieście możemy przeczekać pomniejsze nawałnice, które nie zmuszą nas do przesiedzenia w czerech ścianach całych miesięcy.

I to by było na tyle. Nie twierdzę, że wyczerpałem temat i na pytanie, kim jest preppers odpowiedziałem do końca. Niemiej napisałem o rzeczach, które wydają mi się ważne. Powodzenia!


autor jakub buźniak

Jakub Buźniak

Pasjonat historii, geopolityki i, w mniejszym stopniu, wojskowości. Dużo czyta, czasem trochę myśli. O swoim prywatnym życiu nie będzie pisał, bo ma świadomość, że nikogo takie wynurzenia nie interesują.


napisz do nas