Każdy popełnia błędy. Czasem bolesne, czasem dające do myślenia. Są jednak takie sytuacje, w których bezmyślność, rutyna lub zwykła pomyłka może naprawdę drogo kosztować. Survival jest tu doskonałym przykładem. W sytuacjach naprawdę podbramkowych rzadko kiedy dostaje się drugą szansę. Warto więc dowiedzieć się, jakie błędy najczęściej popełniają początkujący adepci sztuki przetrwania. Oto i one.

Spis treści:
1. Survivalowy błąd nr 1: wędrujesz samotnie
2. Survivalowy błąd nr 2: tracisz orientację w terenie i gubisz się
3. Survivalowy błąd nr 3: nie udaje Ci się rozpalić ognia
4. Survivalowy błąd nr 4: partaczysz i nie myślisz perspektywicznie
5. Survivalowy błąd nr 5: nie potrafisz powiedzieć „dość”
6. Survivalowy błąd nr 6: źle dobierasz ekwipunek
7. Survivalowy błąd nr 7: nie walczysz z paniką
8. Survivalowy błąd nr 8: nadmiernie ufasz prognozom pogody
9. Survivalowy błąd nr 9: nie słuchasz „wewnętrznego głosu”
10. Survivalowy błąd nr 10: niepotrzebnie ryzykujesz

Survivalowy błąd nr 1: wędrujesz samotnie

człowiek w lesie

Może nikt nie miał akurat wolnego weekendu? A może po prostu chciałeś pobyć sam w ciszy i spokoju? Tak czy inaczej jesteś w głuszy samiuteńki. I, tym samym, sporo ryzykujesz. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: jeśli doznasz kontuzji albo, co gorsza, stracisz przytomność, nikt Cię nie opatrzy, nie pomoże iść, nie wezwie pomocy. A w sytuacji podbramkowej nikt nie założy Ci opatrunku lub opaski uciskowej. Możesz oczywiście twierdzić, że zdążysz odciąć dopływ krwi do rozerwanej tętnicy, że zadzwonisz, że sobie poradzisz. Ale czy na pewno?

Jak tego uniknąć? To proste – chadzaj w teren w towarzystwie. Tak jest bezpieczniej. I przyjemniej.

Zdarzają się, rzecz jasna, sytuacje awaryjne. Samochód psuje się w środku lasu i w dodatku nie ma tam zasięgu. Kłopoty gotowe. Tu wyboru nie ma – wpadasz po prostu w tarapaty i musisz sobie radzić w pojedynkę. Ale jeśli tylko masz taką możliwość, na przykład trenując lub testując sprzęt, nie bądź w dziczy sam. Drugi człowiek to Twoja polisa ubezpieczeniowa. W ostateczności, powiadom kogoś o celu swojej wędrówki i przewidywanym terminie powrotu.

Survivalowy błąd nr 2: tracisz orientację w terenie i gubisz się

kompas na dłoni

Każdego roku mnóstwo ludzi dzwoni po pomoc twierdząc, że się zgubiło. Nawet zaawansowana technika, którą każdy z nas ma w kieszeni, nie pomaga. A może to ona jest przyczyną tego wszystkiego? Za bardzo przyzwyczajamy się do tych wszystkich GPS-ów i zapominamy, że mogą się po prostu rozładować, popsuć lub stracić zasięg. Bez nich często jesteśmy bezradni. Ale zgubić się można i z innego powodu. Zmęczenie, nagła zmiana pogody – gwałtowna ulewa albo gęsta mgła – może osłabić naszą uwagę, zdezorientować i sprawić, że zejdziemy z obranego szlaku.

Nie możemy odnaleźć pasujących produktów do zaznaczenia.

Jak się przed tym ustrzec? Po pierwsze zaopatrz się w kompas i mapę pokonywanego terenu. Po drugie naucz się ten sprzęt obsługiwać – dowiedz się jak wyznaczać kierunek marszu, czytać mapę, chodzić na azymut itp. Po trzecie niech nawigacją zajmuje się, o ile to możliwe, przynajmniej dwoje ludzi. Niech patrzą sobie na ręce i sprawdzają się nawzajem (w każdym plutonie US Army nawigacją zajmuje się trzech żołnierzy). Po czwarte w plecaku czekoladę noś czekoladę, batona lub inne źródło łatwo przyswajalnej energii. W przypadku „spadku intelektualnych mocy” postawi Cię na nogi i być może pozwoli uniknąć błędu.

Survivalowy błąd nr 3: nie udaje Ci się rozpalić ognia

ognisko

Deszcz leje, a porywisty wiatr sprawia, że temperatura odczuwalna jest naprawdę niska. W dodatku zbliża się wieczór, a do schroniska daleko. Rady nie ma, musisz spać w lesie. Rzeczy masz przemoczone i już zaczynasz dygotać. To pierwszy stopień hipotermii. Jeśli nie rozpalisz ognia, może być krucho. Tylko jak to zrobić, skoro wszystko wokół ocieka deszczówką? Nawet jeśli znajdziesz osłonięte miejsce, rozrzucone wokół „paliwo” będzie zbyt mokre, by się zapalić.

Nie możemy odnaleźć pasujących produktów do zaznaczenia.

Jak uniknąć takiego obrotu spraw? Trzeba po prostu zawczasu zaopatrzyć się w łatwopalne materiały, najlepiej syntetyczne, jak spirytus, rozpuszczalniki, benzyna, wszelkiego rodzaju podpałki do grilla, a nawet środki do odkażania rąk na bazie alkoholu. Naturalne, na przykład brzozowa kora, też wchodzą w grę. Ponadto w plecaku noś „sztormową” zapalniczkę. Albo i dwie. Wrzuć tam również krzesiwo, o ile umiesz się nim posłużyć. Pozostaje tylko zgromadzić chrust – gdy pada, szukaj go pod gęstymi iglakami – odizolować płomień od podłoża (i tu możesz użyć kory) i sukcesywnie dorzucać do ognia coraz to większe porcje suchego, lub w miarę suchego, opału. Działaj spokojnie i konsekwentnie, a cała operacja zakończy się powodzeniem.

Survivalowy błąd nr 4: partaczysz i nie myślisz perspektywicznie

związane liny

Znasz bajkę o trzech świnkach i wilku? Wilk chuchał, dmuchał i dwa świńskie domki szlag trafił. Drapieżnik nie poradził sobie tylko z ostatnim, solidnym i murowanym. Co z tego wynika? Otóż to, że zrobienie czegoś na odwal się i byle jak potrafi się zemścić, zwłaszcza w survivalu. Wyobraź sobie, że w środku deszczowej nocy szałas wali Ci się na głowę, bo węzły były źle zawiązane, a konstrukcja w ogóle do niczego. Albo że budzisz się o trzeciej nad ranem rozdygotany i uświadamiasz sobie, że właśnie skończyło się drewno na opał. A do świtu jeszcze kilka długich, ciemnych i diablo zimnych godzin.

Jak się przed czymś takim ustrzec? Sprawa jest w zasadzie prosta – robotę wykonuj solidnie i zawsze miej plan B. Przykładaj też wagę do detali, nie lekceważ rzeczy z pozoru drobnych i nieistotnych, sprawdzaj wszystko dwa razy. No i myśl o możliwych konsekwencjach własnych poczynań. Jeśli sądzisz, że rozprawiam tu o oczywistościach, to bardzo dobrze. Słowem, tę lekcję masz odrobioną. I oby nie poszła ona, nomen omen, w las.

Survivalowy błąd nr 5: nie potrafisz powiedzieć „dość”

znak stop

A znasz może piosenkę Agnieszki Chylińskiej, w której piosenkarka mówi sobie dość? Pewnie tak. I ty też musisz czasem dać sobie spokój. W pewnych sytuacjach upór i dążenie do celu za wszelką cenę może Cię po prostu zbyt drogo kosztować.

Co mam na myśli? Wyobraź sobie następującą sytuację: koniecznie chcesz dojść do punktu A – może to być pomnik przyrody, górski szczyt, pięknie położone jezioro. Nie ma to zresztą większego znaczenia, liczy się tylko Twoje nieugięte postanowienie dotarcia tam. Wędrujesz już długo, pot zalewa oczy, ale od celu dzieli Cię jeszcze strumień, wezbrany wskutek wiosennych roztopów. Nurt jest silny, pełen wirów, spieniona woda uderza z impetem o omszałe głazy. Nie zważasz no to, chcesz przecież dojść do celu. Brodzisz więc w wodzie, skaczesz z kamienia na kamień. Już prawie jesteś na drugim brzegu, jeszcze tylko krok. I wtedy stopa ześlizguje się z kamlota, wpadasz do wody. Może skończy się gruntownym przemoczeniem, a może uderzysz w coś mocno głową i strumień poniesie Twoje ciało ku odległemu morzu?

Żadne dalsze tłumaczenia nie są tu chyba potrzebne. Mierz po prostu siły na zamiary i nie bądź ślepo uparty. Czasem po prostu nie warto.

Survivalowy błąd nr 6: źle dobierasz ekwipunek

nóż i siekiera

Czyli latem ubierasz się grubo, zimą lekko. Na Giewont wchodzisz w laczkach. Mroźną noc spędzasz w cieniutkim śpiworze. Plecak obija Ci się o biodra, trze aż do krwi. W chłodne dni olewasz czapki, buffy i szaliki, bo tylko frajerzy to noszą. Mógłbym tak wyliczać jeszcze długo, ale chyba rozumiesz w czym rzecz.

Nie chcę oczywiście powiedzieć, że liczy się wyłącznie sprzęt. Tak nie jest. Wytrzymałość na trudy jest równie ważna. W końcu nawet najwygodniejsze buty nie sprawią, że kolejne przebyte kilometry nie dadzą Ci w kość. Ale bez adekwatnego ekwipunku możesz wpaść w spore tarapaty. Wyobraź sobie jesienny dzień – lodowaty wiatr i zacinający deszcz. A ty w lekkich butach; mokrej, nieschnącej koszulce i przeciwdeszczowej kurteczce, bez dodatkowych warstw grzewczych. Czujesz, jak lodowate powietrze wysysa z ciała ciepło. Jeszcze chwila i pojawią się pierwsze objawy hipotermii. A wraz z nimi pojawią się problemy.

Nie możemy odnaleźć pasujących produktów do zaznaczenia.

Jak ustrzec się przed podobną sytuacją? Ubieraj się warstwowo; noś dodatkowe, ciepłe rzeczy; przyjrzyj się tkaninom, z jakich odzież jest wykonana. Zwracaj baczną uwagę na buty, to jeden z ważniejszych elementów survivalowego ubioru. Noś bieliznę termiczną. Osłaniaj szyję i głowę – tu tracisz najwięcej ciepła. Każdy element ekwipunku dopasowuj do własnych preferencji i budowy ciała. Znacząco poprawi to komfort jego użytkowania.

Survivalowy błąd nr 7: nie walczysz z paniką

szeroko otwarte oczy

Czasem bywa tak, że Twój umysł staje się Twoim największym przeciwnikiem. Niech tylko wydarzy się coś nieprzewidzianego lub niepokojącego, a mózgownica zaleje się mieszaniną hormonów i neuroprzekaźników. W takiej sytuacji możesz łatwo stracić nad sobą panowanie i zwyczajnie spanikować. Słowem, zaczniesz albo biegać w kółko, zupełnie bez sensu, wykrzykując jakieś idiotyzmy; albo zastygniesz w bezruchu lub po prostu zaczniesz uciekać jak najdalej od potencjalnego zagrożenia. Podobne reakcje mają charakter instynktowy i dawno, dawno temu dawały naszym przodkom szansę na przeżycie (za wyjątkiem tego nieszczęsnego biegania w kółko, rzecz jasna).

Krótka dygresja. Ucieczka przed niebezpieczeństwem jest zupełnie zrozumiała i racjonalna. Nie muszę tego chyba tłumaczyć. Ale dlaczego w sytuacjach zagrożenia potrafimy zastygnąć, nieruchomiejmy? Wydaje się, że powinniśmy działać, a przynajmniej dawać nogę! Ten mechanizm obronny wykształcił się, jak sądzą naukowcy, w czasach, gdy naszym przodkom zagrażały… węże. I to w zasadzie wiele wyjaśnia. Zastygnięcie w bezruchu na widok pełznącego albo zwisającego przed oczami gada jest zachowaniem ze wszech miar rozsądnym – nasz przodek mógł liczyć, że bydlak po prostu go zignoruje, uzna za krzak, kamień albo kokosową palmę.

Wróćmy jednak do rzeczy. Panika wyłącza Cię z gry. A to może mieć bardzo przykre konsekwencje. Tak dla Ciebie, jak i dla innych. Jak sobie z tym stanem radzić? Nie jest to łatwe. Jeśli Cię ogarnie, spróbuj skupić się na prostej, konkretnej czynności. Zacznij liczyć oddechy; odmawiać zdrowaśki; powtarzaj, że reszta potrzebuje Twojej pomocy. Słowem zrób coś, co pomoże Ci przezwyciężyć strach nim bez reszty zaleje umysł.

Survivalowy błąd nr 8: nadmiernie ufasz prognozom pogody

deszcz

Wszyscy dobrze wiemy jak to z tymi prognozami jest. Generalnie jest różnie. Ładna pani w telewizornii zapowiada piękny słoneczny dzień, a na szlaku okazuje się, że leje i wieje. Twój lekki sweterek nasiąka deszczówką, kanapki zaczynają pływać w plecaku i uroczy spacerek na połoniny zmienia się w koszmarek. A wystarczyło popytać tubylców… Piszę to całkiem serio. Rozsądek podpowiada, że, zwłaszcza w górach, należy słuchać raczej doświadczenia niż telewizora.

Nie możemy odnaleźć pasujących produktów do zaznaczenia.

Nie twierdzę oczywiście, że prognozy meteorologiczne są nic nie warte. Chcę tylko wskazać na jedną, w zasadzie mało odkrywczą rzecz: patrz w niebo, analizuj, myśl, planuj. Jak coś przestaje grać, reaguj. Te ostatnie uwagi tyczą się zresztą każdego działania, które podejmujesz w terenie.

Survivalowy błąd nr 9: nie słuchasz „wewnętrznego głosu”

wewnętrzny głos

Miewasz czasem wrażenie, że ktoś Cię obserwuje? Że śledzi Twoje ruchy, wpija wzrok w plecy? Zwykle towarzyszy temu nieprzyjemne, niepokojące uczucie, jakiś dyskomfort, przeświadczenie, że coś nie jest w porządku. Czasem okazuje się oczywiście, że było ono zupełnie irracjonalne i bezpodstawne. Ale czasem nie.

Skąd się bierze ten głos, ostrzegający Cię przed niebezpieczeństwem? Twoja podświadomość wyłapuje po prostu różne subtelne bodźce, przetwarza je i informuje, że najwyraźniej coś jest nie w porządku. Wsłuchaj się w ten głos. Zazwyczaj mówi „nie rób tego, durniu!”. Nie ignoruj tego ostrzeżenia.

Survivalowy błąd nr 10: niepotrzebnie ryzykujesz

skok przez przepaść

Przebywanie na łonie natury (co za urocze określenie) wiąże się często z ryzykiem. Każdego roku w puszczach i chaszczach, na szlakach i na stokach ludzie tracą zdrowie lub życie. Bardzo często przyczyną tych tragedii jest ignorowanie albo błędne oszacowanie ryzyka. Ktoś machnie ręką na alarm lawinowy, ktoś uzna, że piorun na pewno nie trafi w ten metalowy maszt, przy którym właśnie robi sobie „słit-focię”. „Ten strumień wcale nie jest taki głęboki, a nurt nie może być przecież aż tak wartki. Idę!”. A potem są złamania kończyn i pęknięcia podstaw czaszki.

Nie możemy odnaleźć pasujących produktów do zaznaczenia.

Podobnych nieprzyjemności można uniknąć. Musisz tylko zastanowić się, jakie masz w danej sytuacji możliwości, następnie oszacować ryzyko wiążące się z każdym ze scenariuszy i wybrać ten, w którym jest ono najmniejsze.

Prosty przykład: zamierzasz dojść z bieszczadzkiego szczytu do schroniska. A że pogoda jest licha, jest Ci zimno, i w żołądku grają marsza, to trasę chcesz pokonać jak najszybciej. Do wyboru masz dwie drogi. Pierwsza to utarty szlak, długi i z kilkoma podejściami. Druga to skrót – wiodąca w dół kamienista ścieżka, obecnie śliska od mokrego błota. Patrzysz na swój starty bieżnik, na spływające w dół zbocza potoczki wody i stwierdzasz, że lepiej nadłożyć trochę drogi niż ryzykować kontuzję i upapranie się w błocku. Rozsądna decyzja.

I to by było na tyle. Mam nadzieję, że na coś Ci się ta moja pisanina przyda. Pozwolę sobie na ostatnią, bardzo ogólną radę – do każdej, nawet najkrótszej wyprawy, dobrze się przygotuj. Weź odpowiedni sprzęt, poczytaj o terenie, wywiedź się, jakie warunki tam panują. A jak już wyruszysz, to myśl i analizuj.

I to tyle. Do zobaczenia na szlaku!


autor jakub buźniak

Jakub Buźniak

Pasjonat historii, geopolityki i, w mniejszym stopniu, wojskowości. Dużo czyta, czasem trochę myśli. O swoim prywatnym życiu nie będzie pisał, bo ma świadomość, że nikogo takie wynurzenia nie interesują.


napisz do nas